Czarno-białego portretu czar
- Marcin Zygmunt
- 6 paź
- 2 minut(y) czytania
Wrzesień, ostatnie podrygi ciepła. Równonoc.
Postanowiliśmy z Iwoną Kubarską, że koniecznie musimy coś fotograficznie zadziałać. Plan nie był prosty, bo trzeba było zawinąć się szybko po pracy, dojechać prawie 40km do Nagawczyny i zdążyć jeszcze cokolwiek zrobić zanim zajdzie nam kompletnie słońce. Ponieważ pracuję dosyć klasycznie, biurowo, a zachód słońca mieliśmy tego dnia o ok. 18:30 - okienko czasowe było dosyć niewielkie.

Nie byliśmy do końca pewni tego co zastaniemy na miejscu - wprawdzie miejscówka była wyczajona już dobre kilka miesięcy temu, ale... zonk nr 1 - rozpoczęła się wycinka lasu, krajobraz dosyć się zmienił. Ścieżki zostały rozjeżdżone przez ciężki sprzęt. Pougniatana ziemia nie wchłaniała wody i mamy generalnie sytuację: sucho, mokro jak cholera i 'zdefiniuj sucho'. Zonk nr 2 - wzdłuż terenu rozpoczął się generalny remont drogi, miejsce które było uprzednio upatrzone do robienia fotek jest rozjechane, wjazdu brak.

Nic to - przybyliśmy, zobaczyliśmy - trzeba działać. Nikt nie mówił, że będą idealne warunki. Mam ze sobą tonę sprzętu, bo jest silne parcie na eksperymenty, chociaż czas nas goni. Głównie w ruch poszedł Canon R6 Mark II w komplecie z Canon RF 50mm f/1.8, Sigma Art 35mm f/1.4 oraz Universar 28mm f/2.8. A więc z nastawieniem na portret i coś szerszego.
Praca z Iwoną ma ten plus, że - po pierwsze - znamy się już trochę czasu, więc nie mamy jakichś ogromnych barier w komunikacji. Druga sprawa - robiliśmy już raz foteczki, więc przeszliśmy wspólną wprawkę - można zobaczyć ją o tutaj. No i trzecia sprawa - Iwona jest artystką, kuma przysłowiową czaczę i jest mega ekspresyjna, więc nie muszę jej nawet specjalnie namawiać na to, żeby otworzyła się przed aparatem - w zasadzie ogarnia temat z rozbiegu.

Więc działamy. Jest późno, słońce nam ucieka. Gonimy z tematem jak tylko się da. Nie mam zbyt wiele czasu. Mamy przenośną lampę - mieczyk świetlny Kathi Pro. Iwona ma jeszcze światłowód z lampką LED - myślimy: spoko, działamy póki jest światło, a potem łapiemy się za malowanie światłem. Plan jest dobry. Iwona ma rekwizyty i garderobę - raz używamy maski, raz jasnego ciucha, raz ciemny ciuch, gładki aksamit z rękawicami. Dopalamy mieczem w ostrych czerwonych barwach. Ładnie skontrastują w czerni i bieli. Skończyliśmy z 35mm, teraz 50-tka, moment - super pniak, można z góry - dajemy 28-mką. Nie, wracamy do 50-tki. Jest dynamika, jest moc. Zaczyna zmierzchać, testujemy opcje z malowaniem światłem.

Jestem jednak 'chopem' grubo po 30-tce, więc dogoniły mnie inne obowiązki. Pamiętajcie dzieci, ojcem się jest, a fotografem bywa ;)
Może i nie udało się zrealizować 100% założeń, ale i tak efekty były świetne - jestem zadowolony tak z wyniku, jak i z samej pracy, bo to również uzmysławia mi jak innym fotografem się stałem. Jak bardziej otwarty się stałem i o ile łatwiej jest mi już kierować ludźmi podczas sesji (choć wciąż jest pole do pracy, zawsze będzie).
Jestem gotowy na więcej. A wielkimi krokami idzie listopad. Niemal koniec świata. ;)




Komentarze