top of page

Bycie przyjazną gadułą nie jest konieczne (ale pomaga)

  • Zdjęcie autora: Marcin Zygmunt
    Marcin Zygmunt
  • 6 lis
  • 3 minut(y) czytania

Początki

Przez długi, długi czas nie pracowałem fotograficznie z ludźmi. Pracuję z ludźmi zawodowo (i w dużych ilościach 😉), a fotografia była trochę moim ‘buforem’. W końcu zaczynałem od fotogrametrii, potem zajmowałem się głównie fotografią przemysłową (urządzeń) i przyrodniczą. Kilka lat temu, gdybym usłyszał, że mam działać fotograficznie z ludźmi… dostałbym chyba wysypki. Ale tak samo twierdziłem, że ja i krótkie ogniskowe jesteśmy niekompatybilni.


Zaczynałem od fotogrametrii i przemysłówki, ale prawdziwa pasja fotograficzna aktywowała mi się przy fotografii dzikiej przyrody
Zaczynałem od fotogrametrii i przemysłówki, ale prawdziwa pasja fotograficzna aktywowała mi się przy fotografii dzikiej przyrody

Do czego zmierzam? Człowiek dojrzewa. Ok – są ludzie, którzy lubią jakąś jedną bardzo konkretną rzecz i bardzo mocno się w niej specjalizują – i nie ma w tym absolutnie niczego złego. 'Chałwa' im za to. Ja z kolei jestem typem, który wiecznie czegoś szuka: sprawdza, testuje, kombinuje, odbija się, dostaje w mordę i wraca dojrzalszy i bardziej przygotowany. Tak właśnie, krok po kroku, szczebelek po szczebelku… zacząłem pracować z ludźmi. Może dla Was brzmi to tak „no ok, fajnie masz”, ale dla mnie to zwrot o 180 stopni. Bo teraz nic nie jara mnie tak bardzo jak perspektywa sesji z ludziem i wchodzenie w interakcje.


Patryk, jeden z moich 'najpierwszych' modeli w sesjach zdjęciowych <3
Patryk, jeden z moich 'najpierwszych' modeli w sesjach zdjęciowych <3

Ku uczłowieczaniu ;)

Jak to wyglądało? Stopniowo. Najpierw z moim najbliższym otoczeniem, potem zaprosiłem osoby spoza najbliższego kręgu znajomych. Następnie przyszedł czas na współpracowników w ramach projektów firmowych. Takie robienie fotek współpracownikom to wbrew pozorom wielopoziomowa gra w bierki. Z jednej strony działasz z osobami, które mniej lub bardziej znasz, ale też pojawia się już pewne oczekiwanie na poziomie zawodowym, że efekt będzie prawdziwie profesjonalny.


Od akcji do akcji, zataczałem sobie coraz szersze kręgi, zacząłem próbować fotografii ulicznej (nie portretu ulicznego! To dwie różne sprawy, choć portrety uliczne też robiłem), ale jestem na razie mięciutki zawodnik – brakuje mi śmiałości i wyczucia. Do poziomu takiego np. Janusza Jurka (https://januszjurekphotography.myportfolio.com/) mam jeszcze do przebycia dystans mierzony w latach świetlnych. Ale wiecie co? To nie ma znaczenia, bo wiem że kiedyś tam dotrę. A nawet jeśli nie, to przynajmniej zdechnę próbując. Tak samo z fotografią portretową – uczę się. Nie jestem jeszcze na tym poziomie, na którym życzyłbym sobie być, ale nieustannie tam zmierzam. Podejrzewam, że gdy dojdę na ten poziom, na którym chciałbym być, odkryję zupełnie nowe szczebelki, na które chciałbym się wdrapać.


Iwona, również jedna z pierwszych osób, które zdecydowały się ze mną współpracować. A ta foteczka - bardzo lubię, bo fajna perspektywa nam się tu zrobiła
Iwona, również jedna z pierwszych osób, które zdecydowały się ze mną współpracować. A ta foteczka - bardzo lubię, bo fajna perspektywa nam się tu zrobiła

Per aspera...

Każda jedna sesja daje mi nowe doświadczenia, pokazuje mi co robię dobrze, co mogę robić lepiej, a co zwyczajnie mi nie idzie. Nad czym pracować. I jest jedna rzecz, która zdecydowanie we mnie wyewoluowała przez ostatnie lata. Uczę się rozmawiać z ludźmi w trakcie sesji. Nie tylko w sensie prowadzenia, reżyserii, ale po prostu gadania o pierdołach. O fotografii, o tym co tworzymy, o głupotach, o czerstwych żartach. Kiedy trzeba nakierowuję na sesję, kiedy trzeba odwracam uwagę, żeby wydobyć coś bardziej naturalnego, nieustawionego.


Kiedyś koleżanka z pracy (pozdro Klaudyna 😉) zwróciła mi uwagę, że robiąc jej fotografie do projektu marketingowego firmy w ogóle do niej nie mówię. Nie kieruję, nie rozmawiam, jestem skupiony na aparacie, a ona nie wie co ma robić. Pomijając sam aspekt braku reżyserii z mojej strony, nie dałem czegoś innego – kontaktu i komfortu. Nawet nie będąc świetnym reżyserem, prowadząc normalną rozmowę miałbym szansę uzyskać znacznie więcej ciekawych ujęć choćby z samego faktu, że mielibyśmy na planie znacznie większy luz i więcej naturalności. A tak była spina. Jedna strona była sfrustrowana brakiem komunikacji, druga strona była spięta (słusznymi) uwagami. A wystarczyło odpalić gadkę.


A tu już pierwsze bardziej zorganizowane próby do działania w ramach określonego tematu - modelowała Jagoda, przy wsparciu artystki make-up Kingi :)
A tu już pierwsze bardziej zorganizowane próby do działania w ramach określonego tematu - modelowała Jagoda, przy wsparciu artystki make-up Kingi :)

...ad garrulam

Podobnie sprawa się zresztą ma z fotografią uliczną – warto rozmawiać z ludźmi. Zapoznać ich ze sobą, pokazać co robimy jako fotografowie. Tak, będzie niezręcznie. Będzie zabawnie. Nie każdy zareaguje pozytywnie… ale – co może wydać się niespodziewane – znaczna część ludzi jest faktycznie nastawiona pozytywnie. I też – fajnie być w tym wszystkim przyjazną gadułą. Nie na pokaz, nie jako teatrzyk – po prostu jako osoba. Nagle wszystko wtedy zupełnie inaczej się układa, wszyscy czują się bardziej na luzie, nie ma dyskomfortu wynikającego z gościa z aparatem ganiającego pobliżu.


Czy to jest prosta rzecz? Absolutnie nie.


To trudne jak cholera. Nie przychodzi naturalnie. Może dla jakichś turbo-ekstrawertyków, ale ja nie jestem turbo-ekstrawertykiem. Większość z nas odczuwa mniejszy lub większy dyskomfort i opór, gdy mają nawiązać kontakt z obcą im osobą. Ale warto.


Chyba jedna z ważniejszych lekcji, mocno stylizowana sesja z Karoliną, gdzie dopiero po czasie zrozumiałem że porwałem się z motyką na słońce. I wciąż uważam, że to jedna z lepszych sesji.
Chyba jedna z ważniejszych lekcji, mocno stylizowana sesja z Karoliną, gdzie dopiero po czasie zrozumiałem że porwałem się z motyką na słońce. I wciąż uważam, że to jedna z lepszych sesji.

Komentarze


bottom of page