Portrety streetowe w mieście powiatowym (vide Mielec)
- Marcin Zygmunt
- 6 dni temu
- 2 minut(y) czytania
Powiat – nowy interior
Kiedyś Kazik Staszewski śpiewał: „Przyjechali z interioru ludzie do stolicy \ Tu są możliwości i tu jest kariera \ Tutaj musisz spiąć się bo zaczynasz od zera”. Mówiło się kiedyś o Warszawie i reszcie Polski. Po latach zrewidowaliśmy to określenie – dziś mamy ‘wielką piątkę’: Warszawa, Kraków, Wrocław, Trójmiasto i Poznań. A potem długo, długo nic. Nowym „interiorem” z piosenki Kazika stał się powiat. Niby już nie szarobury, ale jeszcze nie całkiem kolorowy. Niby nie wyludniony, ale młodzi po szkole średniej jednak uciekają do ‘wielkiej piątki’. Oznaki ‘cywilizacji’ się pojawiają pod postacią sieci fast foodów, czy sieciówek kinowych (wygryzających lokalne kina), ale wieczorami i tak miasto w zasadzie ‘zamiera’.

No więc jak żyć? Czy fotograf może w ogóle funkcjonować w takim środowisku? Kusi, żeby stwierdzić: tutaj nie ma po co się ruszać w miasto, tu nic ciekawego nie ma. Tłumów – brak. Wertykalności – brak. Wielkomiejskiej anonimowości – brak. Ale to jest tylko wymówka, bo streetowy portret nawet tutaj ma szansę zaistnieć. Zawsze znajdą się jakieś ciekawe miejsca, punkty, które będziemy chcieli użyć jako tła dla naszych zdjęć. W Mielcu? Mamy specjalną strefę ekonomiczną, mamy odnowioną starówkę (i nieodnowioną starówkę). Mamy podupadające centrum z reliktami późnego socjalizmu i wczesnego kapitalizmu. Mamy park UFO, mamy tzw. Górkę Cyranowską. Jest wiele miejsc, wartych użycia jako sceneria.

Listopad, niemal koniec świata... i Mielec
Dla mnie końcówka roku to początek kombinowania: niskie temperatury, wieczorna mgła, mniej ludzi na ulicach. Idealne warunki na klimatyczne portrety streetowe. Dlatego jakiś czas temu zacząłem uskutecznia sesje o różnej tematyce, które zbiorczo nazywam od utworu Świetlików „Listopad, niemal koniec świata”. Chłód na zewnątrz, chłód w serduszku, koniec roku. Nieważne czy sesja ma miejsce faktycznie w listopadzie, czy się przesuwa na grudzień lub styczeń – ważne jest nastawienie.
W tym roku aktywność mi zdecydowanie wzrosła, ponieważ w realizacji będę miał planowo łącznie 4 sesje (w tym jedna ‘podwójna’) w klimatach projektu „Listopad, niemal koniec świata”. Każda taka sesja to dla mnie dowód, że w powiatowym interiorze też się da. Że warto wyjść z domu, gdy na świecie mży.

Sesja z Beatą – podeszliśmy dosyć klasycznie, ale w ciekawym, industrialnym otoczeniu. Sesja z Patrykiem, który (nomen omen słusznie) zauważył „Zygi, ty nie masz kiedy tych sesji robić?!” – tym razem mocno eksperymentalnie i niespotykanie dla sesji portretowych: bardzo szerokim szkłem i z flaszem: co wyszło nader ciekawie.
Nie zapominam też, że początkiem tego roku miała miejsce sesja „Pomroki” – sesja listopadowa, która przez względy zdrowotne przesunęła się mocno aż na 6 stycznia, a która również mocno wykorzystywała scenerie mieleckiego centrum – głównej arterii, wiaduktu.

Co jeszcze w tym roku?
Jak bozia da, a partia nie przeszkodzi – jeszcze sporo się będzie działo. Co najmniej dwie sesje artystyczne, sesja biznesowa, być może jakiś reportaż. Zupełnie nowe obszary, których dotąd nie realizowałem. Pełen freestyle.



Komentarze